Zakochanie, fascynacja i rzeczy, którymi mi Krzysiek imponował, spowodowały, że dałam sobie szansę. Nawet nie jemu, ale sobie.
Zuza: Pamiętam, jak zdecydowałaś się na odejście z pracy i rozpoczęcie studiów doktoranckich w innym mieście. Podziwiałam Twoją odwagę do podjęcia zmiany. To właśnie w czasie studiów poznałaś Krzyśka.
Agnieszka: Dokładnie na urodzinach córki znajomych. Z tego co wiem, to nie było zaaranżowane.
Miłość od pierwszego wejrzenia?
Nie, po prostu dobrze nam się rozmawiało. Razem wracaliśmy z przyjęcia. Krzysiek odezwał się na drugi dzień. Na początku dużo do siebie pisaliśmy, a wszystko szło swoim tempem.
Co Cię w nim urzekło?
To był czas, gdy studiowałam w Toruniu. Pisałam pracę z semantyki językoznawczej i mało kto z moich bliskich wiedział, o co w tym chodzi. A Krzysiek mnie zaskoczył, bo doskonale wiedział, co to jest. Do dziś pamiętam tę myśl: O rany! On wie, co to jest! To mnie urzekło.
Zaczęliśmy się spotykać. I on mnie bardzo pozytywnie zaskoczył intelektualnie. Pisaliśmy i w końcu zaczęliśmy się spotykać od czasu do czasu.
Wcześniej specjalnie kogoś szukałaś?
Nie, nie szukałam. Czasem znajomi próbowali mnie swatać. Ale sama z siebie nie szukałam. Miałam co robić, nie czułam się samotna. Jasne, gdy było jakieś wyjście czy impreza, to zdarzało mi się myśleć, że tam będą same pary. Ale na co dzień o tym nie myślałam. Miałam grono bliskich osób wokół siebie. Nie zabiegałam o bycie z kimś.
Miałaś jakieś obawy, kiedy poznałaś Krzyśka? Co Cię przekonało, że to ten i że chcesz z nim być, chcesz z nim żyć?
Krzysiek przez rok pracował we Wrocławiu i wtedy spotykaliśmy się co 2-3 tygodnie. Po tym roku wrócił do Warszawy i naturalnie zaczęliśmy więcej być ze sobą oraz myśleć o ślubie.
Później mój tata miał udar i przeniosłam się do rodziców, aby im pomóc. Byłam tam przez kilka miesięcy. W tym czasie Krzysiek tam do mnie przyjeżdżał i bardzo dużo mi wtedy pomógł.
Gdy tata zaczął dobrzeć, wróciłam do Warszawy. Ale przez jego chorobę załatwianie ślubu nam się przesunęło, bo nie miałam do tego czasu ani głowy. Wcześniej planowaliśmy ślub na wrzesień, ale tata w marcu miał udar, więc tak naprawdę do tematu wróciliśmy w listopadzie. W kościele musieliśmy czekać trzy miesiące, więc ślub braliśmy w lutym. Był to pierwszy termin, który udało nam się ustalić z księdzem. Niby zima to nie najlepszy czas na śluby, ale stwierdziliśmy, że nie chcemy już dłużej czekać.
Nie było jakiejś jednej rzeczy, która mnie przekonała do tego ślubu. To był splot różnych wydarzeń, jego zachowań i postaw. Zaręczyliśmy się rok przed ślubem i wtedy myśleliśmy, żeby ślub wziąć szybko, ale później tata zachorował i tak zeszło.
Ile mieliście lat, gdy braliście ślub?
Krzysiek jest ode mnie młodszy o 8 lat. Ja miałam 41 lat, a on 33.
Nie bałaś się tej różnicy wieku?
Na początku nie wiedziałam, że on jest młodszy ode mnie. Wydawał się poważny. Jak się dowiedziałam, to myślałam o tym, trochę się bałam, ale rozmawialiśmy o tym. Chciałam, żeby on miał świadomość, że ja jestem starsza i to nie o rok czy dwa.
Jednocześnie uważałam, że to nie jest powód, dla którego miałabym z czegoś ważnego w życiu rezygnować. I Krzysiek myślał podobnie. Zapewniał mnie, że nie ma to dla niego znaczenia.
Stwierdziłam, że tak miało być. 40 lat na niego czekałam, więc widać to był on.
Jak myślisz, co sprawiło, że Wam się udało? Co jest Waszym kluczem do sukcesu?
Mamy podobne wartości i uważam, że to jest dobra podstawa. Charakterami za to się bardzo różnimy. On jest bardziej cholerykiem, który natychmiast reaguje. Ja jestem bardziej spokojna i nawet jak jestem zdenerwowana, to raczej tego nie okazuję. Musiałam się nauczyć niereagowania na jego wybuchy. Ale on też pracuje nad swoim charakterem.
Na początku były tarcia, ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jest łatwiej i coraz lepiej.
Zadajesz sobie czasem pytanie: Czemu się wcześniej nie spotkaliśmy?
Żartuję sobie, że musiał dla mnie dorosnąć. Krzysiek mówi, że jeśli byśmy spotkali się wcześniej, to pewnie w ogóle nie zwróciłabym na niego uwagi, bo byłby za młody. Stwierdziłam, że widać tak miało być. A poza tym, tak jak statystyki pokazują, kobiety żyją ok. 7 lat dłużej, więc u nas akurat się wyrówna. Oczywiście to wszystko traktuję bardziej żartem.
Gdybyś miała dać radę dziewczynom, które teraz są same, jak ona by brzmiała?
Myślę, że każdy jest inny i każdy po swojemu różne rzeczy przeżywa. Ale najważniejsze to się nie bać. Tak jak pamiętam, u nas była ta różnica wieku, poza tym dobrze mi było w życiu i się zastanawiałam: czy to warto zmieniać?
Ale to zakochanie, fascynacja i rzeczy, którymi Krzysiek mi imponował, spowodowały, że dałam sobie szansę. Nawet nie jemu, ale sobie. Myślę, że ważne jest, aby nie rezygnować za wcześnie, nie poddawać się.
Jak dziewczyny są dobrze po trzydziestce, to mogą mieć obawy, gdy spotkają kogoś młodszego. Myślę, że nie ma sensu tego brać pod uwagę, ale trzeba dać sobie czas i szansę, bo jeśli w pierwszym okresie znajomości jest nić porozumienia i w ogóle chęć zrozumienia drugiej osoby, to drobniejsze rzeczy można wypracować.